Pierwszy dzień na Fidżi był jak rozdział w książce, której styl trzeba dopiero zrozumieć. Po wylądowaniu otoczył nas żar tropikalnego słońca, a lekkie podmuchy wiatru przyniosły zapach oceanu. Na twarzach ludzi malowała się serdeczność, która zdawała się obiecywać, że czeka nas coś wyjątkowego.
Wailoaloa, nasza baza wypadowa, przywitała nas spokojem. Palmy kołysały się leniwie nad szeroką plażą, a śmiech dzieci bawiących się w piasku mieszał się z odgłosami fal. To miejsce miało swój rytm – powolny, niemal kojący. Ale nie było czasu na odpoczynek. Postanowiliśmy zacząć od eksploracji Nadi, miasta będącego kulturalnym i handlowym sercem tej wyspy.
Już od pierwszych chwil Nadi tętniło energią. Na ulicach panował chaos – stragany pełne owoców, przypraw i kolorowych tkanin mieszały się z dźwiękami klaksonów i rozmowami w różnych językach. Fidżijczycy i Hindusi żyli tu obok siebie, tworząc ciekawy, choć czasem kontrastowy obraz. Z każdej strony napływały zapachy – słodkiego mango, pieczonego mięsa, a także egzotycznych przypraw.
Jednym z kulinarnych odkryć dnia była wizyta w hinduskiej restauracji. Curry z warzywami, aromatyczny dhal i miękki, świeżo wypiekany naan były jak podróż w głąb innej kultury. W smaku dań można było wyczuć nie tylko przyprawy, ale też historię – opowieść o imigrantach, którzy przywieźli te receptury i uczynili je częścią fidżyjskiej rzeczywistości.
Po południu zderzyliśmy się z koncepcją „Fiji Time”. Autobus, który miał nas zabrać z Nadi, pojawił się z opóźnieniem, które w innych okolicznościach mogłoby wywołać frustrację. Ale tutaj było inaczej. Nikt się nie spieszył, nikt nie narzekał. „Relax, you’re in Fiji” – powiedział z uśmiechem starszy pan, z którym wdaliśmy się w rozmowę. Te słowa, wypowiedziane z lekkością, były jak mantra, która uczyła nas dostosować się do nowego rytmu życia.
Wszystkie drobne trudności dnia wynagrodził nam jednak spektakularny zachód słońca w Wailoaloa. Siedzieliśmy na plaży, obserwując, jak niebo zmienia kolory niczym w kalejdoskopie – od złota, przez pomarańcz, aż po głęboki fiolet. Powietrze było ciepłe, fale uderzały o brzeg, a wszystko wokół zdawało się być w idealnej harmonii.
Pierwszy dzień na Fidżi był jak przypomnienie, że podróż to nie tylko widoki i atrakcje, ale też nauka. Nauka cierpliwości, akceptacji i doceniania prostych chwil, takich jak smaki nowego jedzenia czy zachód słońca nad oceanem. Wiedzieliśmy, że to dopiero początek, a Fidżi ma jeszcze wiele do pokazania.