Poranek w Göreme wstał chłodny, ale pełen magii. Przed nami unosiły się dziesiątki balonów, które powoli, jakby leniwie, wznosiły się ku niebu. Ten spektakl to jedno z najbardziej charakterystycznych widowisk Kapadocji, a my staliśmy na punkcie widokowym, podziwiając ten niepowtarzalny moment. Wschodzące słońce kąpało całą dolinę w miękkim świetle, a kolorowe balony wyglądały niczym malowane na tle porannego nieba. Chwyciliśmy za aparat – te widoki były nie do opisania. Beata, owiniętta czerwoną suknią, stała zapatrzona, uśmiechając się do tego niesamowitego świata, który rozciągał się przed nami.
Następnie ruszyliśmy na szlak Rose Valley – miejsce, które kryje w sobie prawdziwe cuda natury. Dolina róż, jak się ją często nazywa, słynie z unikalnych, różowych formacji skalnych, które o wschodzie i zachodzie słońca nabierają intensywnego koloru. Szlak prowadził nas przez jaskinie, wydrążone w skałach dawne kaplice, i labirynty wąskich kanionów. Najbardziej zachwycił nas punkt widokowy, z którego można było zobaczyć całą okolicę – rozległe doliny, rozsiane po nich formacje tufowe, a w oddali majaczące kolejne wzgórza. Czuliśmy, że tu czas zwalnia, a każdy krok był jak podróż do przeszłości.
Po powrocie, zmęczeni, ale zadowoleni, relaksowaliśmy się na hotelowym basenie. Tureckie słońce zaczynało powoli chylić się ku zachodowi, a my zanurzeni w wodzie, rozmawialiśmy o tym, co przyniesie reszta naszej podróży. Ciało zmęczone wędrówką szybko odnalazło ukojenie w chłodnej wodzie, a umysł odpoczywał, sycąc się chwilą.
Wieczorem zasiedliśmy do kolacji w Kebabs & Mezes Restaurant. Lokalne smaki – świeże mięso z grilla, aromatyczne przyprawy i mezze – przypominały, dlaczego uwielbiamy turecką kuchnię. Po posiłku, postanowiliśmy wybrać się na krótki wieczorny spacer. Ulice Göreme, choć nieco tłoczne, miały swój niepowtarzalny klimat. Przechadzając się, natrafiliśmy na grupkę Hindusów. Rozmowa szybko zeszła na wspomnienia z naszej podróży po Indiach – o smakach, zapachach i ludziach, którzy zostali nam w pamięci. Świat jest mały, a spotkania takie jak to, przypominają, jak podobni, a zarazem różni potrafimy być.
Kapadocja miała w sobie coś magicznego – jakby każdy dzień tutaj był nie tylko podróżą po ziemi, ale i w głąb siebie. I choć byliśmy zmęczeni, to serca mieliśmy pełne wrażeń.