Poranek zaczął się leniwie, od aromatycznej kawy, a potem ruszyliśmy na prawdziwe tureckie śniadanie. Trzeba przyznać, że tureckie śniadania to poezja na talerzu – miseczki pełne oliwek, pomidorów, różnych rodzajów sera i oczywiście świeżo wypiekanego pieczywa. Każdy kęs to eksplozja smaków, która pobudza do działania.
Następnie ruszyliśmy zwiedzać Konyę – miasto pełne historii i duchowości. Pierwszym przystankiem był Alaaddin Hill Park, czyli zielona oaza w centrum miasta. Samo wzgórze jest sztuczne, powstało na gruzach starego pałacu seldżuckiego, a dziś jest miejscem odpoczynku dla mieszkańców. Z każdym krokiem słońce przybierało na sile, robiło się coraz cieplej.
Potem przyszedł czas na jedno z najważniejszych miejsc w Konyi – Mevlana Müzesi, miejsce spoczynku Rumiego, słynnego mistyka i poety. Wewnątrz panowała cisza, jakby każdy, kto tam wszedł, stawał się częścią tej medytacyjnej atmosfery. Rumi i jego nauki o miłości do Boga wciąż są tu żywe, a wizyta w muzeum to nie tylko zwiedzanie, ale także duchowa podróż w głąb siebie.
W planach mieliśmy zwiedzanie Sultan Selim Câmii, jednak teren wokół meczetu był zamknięty ze względu na obchody Dnia Palestyny. Sultan Selim Câmii to meczet z XVI wieku, który przypomina słynne dzieła Sinana, osmańskiego mistrza architektury, a jednocześnie stanowi symbol dumy Konyi.
Zamiast tego, spędziliśmy popołudnie, spacerując po urokliwym Mevlana Bazaar, gdzie zapach przypraw i herbaty unosił się w powietrzu. Tutejszy bazar to istne szaleństwo kolorów, zapachów i dźwięków. W każdym zakątku można było znaleźć ręcznie robione dywany, biżuterię i tradycyjne wyroby ceramiczne, które kusiły turystów.
Wieczorem miasto zaczynało tętnić życiem, ale my już zmęczeni całym dniem, ruszyliśmy w stronę auta, gotowi na kolejny etap podróży. Konya zostawiła nas pełnych wrażeń – zarówno tych duchowych, jak i estetycznych. Teraz czas na dalszą drogę.