Kolejny leniwy poranek. Kemping, choć nie należał do najcichszych przez autobusy zakłócające spokój, okazał się miejscem, gdzie mimo wszystko udało nam się zrelaksować. Śniadanie, kawa i kilka chwil w ciszy, która powoli wkradała się między hałasy miasta. Po śniadaniu zajęliśmy się Joggerem, który po wczorajszych bezdrożach potrzebował odrobiny miłości, by znów ruszyć w trasę.
Dzień spędziliśmy na plaży w Olüdeniz, zanurzając się w oszałamiająco przejrzystej, błękitnej wodzie. To jedno z tych miejsc, które wyglądają jak żywcem wyjęte z pocztówek – rajska plaża, spokojne morze i niebo, które zdaje się ciągnąć w nieskończoność. Woda w Olüdeniz ma niesamowity kolor, a miejsce to znane jest jako jeden z najlepszych na świecie punktów do paralotniarstwa, z którego można podziwiać panoramę z powietrza. My jednak postawiliśmy na bardziej przyziemne przyjemności, leżąc na piasku, pływając i chłonąc spokój.
Tak właściwie minął nam dzień – spokojnie, bez pośpiechu, w pełnym relaksie. Dopiero późnym popołudniem wyruszyliśmy w dalszą drogę, pełni energii, gotowi odkrywać kolejne cudowne miejsca, które Turcja ma do zaoferowania.