Hipsi, hopsi! Po ponad czternastu godzinach w metalowej puszce, z radością witamy Was z... Dżakarty! Selamat pagi, Indonezjo! To nasza pierwsza chwila w tej potężnej, pulsującej energią metropolii, w której historia przeplata się z nowoczesnością, a egzotyka smakuje jak najlepiej przyprawiony talerz lokalnych specjałów.
Na pierwszy rzut oka Dżakarta przypomina inne azjatyckie giganty. Tętniące życiem ulice, nowoczesne wieżowce dumnie górujące nad tradycyjnymi budynkami, a między nimi mieszanka kultur i stylów – od rozkrzyczanych marketów po ciszę i spokój zabytkowych świątyń. Tutaj wiekowe holenderskie domy stoją obok połyskujących szklanych wieżowców, a luksusowe centra handlowe przeplatają się z przydrożnymi straganami. Kontrast, który hipnotyzuje.
Chcąc zacząć naszą indonezyjską przygodę od czegoś klasycznego, wybraliśmy się do Kota Tua – starej dzielnicy miasta. To miejsce, jak zatrzymane w czasie, przyciąga wszystkich, którzy chcą poczuć Dżakartę z dawnych lat. Centralnym punktem Kota Tua jest Museum Sejarah Jakarta, czyli Muzeum Historii Jakarty, gdzie mogliśmy podziwiać artefakty z różnych epok – od czasów kolonialnych po współczesne. Trzy i pół gwiazdki? Może i tak, ale dla nas to było niezwykłe zanurzenie się w historię tej wielokulturowej stolicy.
Odpoczynek po zwiedzaniu? W takim miejscu może być tylko jedno – kultowa Cafe Batavia! Miejsce legendarne, znane z klimatu kolonialnych lat. W samym sercu Kota Tua, pomiędzy antykami i pamiątkami, Beata postanowiła spróbować kawy luwak, która zdecydowanie zasłużyła na każde zachwyty. Ta kawa to prawdziwe doświadczenie – delikatna, lekko słodka, z subtelnym posmakiem, który zostaje na długo.
Spacerując, dotarliśmy do Muzeum Bahari – dawnego magazynu przypraw, a dziś muzeum morskiego dziedzictwa. Chwilę spaceru dzieli nas od słynnych budowli kolonialnych oraz wód pełnych dawnych wspomnień i obrazów zapamiętanych z naszych przygód na Filipinach.
A kiedy przyszedł czas na symbol Jakarty, Tugu Monas (Narodowy Monument), zaczęła się prawdziwa przygoda. Po męczącej 40-minutowej jeździe taksówkarz, jak gdyby nigdy nic, zakomunikował nam z błyskiem w oku, że dziś monument jest zamknięty dla zwiedzających. Gdybyśmy wiedzieli wcześniej! Cóż, potraktowaliśmy to jako lekcję podróżniczą. Spacer z powrotem do hotelu nie był już tak męczący – otoczeni światłami miasta, mijaliśmy lokalne stragany i uśmiechniętych mieszkańców.
Dzień zakończyliśmy solidnym posiłkiem, na który zasłużyliśmy: Ayam bakar – grillowany kurczak z aromatycznymi przyprawami, Soto Betawi – rozgrzewająca zupa z mięsem i mlekiem kokosowym, oraz kankung pati – delikatne, smażone pędy wodne. W ten sposób, zmęczeni, ale szczęśliwi, zakończyliśmy nasz pierwszy dzień w Dżakarcie, wiedząc, że Indonezja już zaczęła nas wciągać w swój barwny świat.