Dziś nadszedł dzień, gdy żegnamy naszą cudowną lagunę Rufas. Poranek wita nas spokojem – słońce powoli rozświetla wodę, ciepło rozprasza się na turkusowej tafli, a fale leniwie muskają koralowce. Idziemy na śniadanie, dość skromne jak na takie miejsce, ale dodaje nam sił na ostatnie chwile w tym rajskim zakątku.
Po jedzeniu korzystamy z każdej minuty. Snorkeling w lagunie to obowiązkowy punkt dnia, więc zanurzamy się w magicznym podwodnym świecie pełnym ryb i barwnych koralowców. Po jakimś czasie decydujemy się też na pływanie na otwartym morzu, gdzie czujemy, jak żywioł wody otula nas mocniej i intensywniej niż zwykle. Lagona Rufas jest wyjątkowa – do jej wnętrza można się dostać tylko przez jeden przesmyk, co sprawia, że jest schowana przed światem.
Czas się jednak zbierać. Pakujemy nasze rzeczy z lekkim żalem, bo to miejsce zostanie w pamięci na długo. Około południa wsiadamy na łódkę i ruszamy na wyspę Kri.
Wyspa Kri przywitała nas pięknymi plażami i spokojem, o jakim marzyliśmy. Zaraz po dotarciu siadamy na lunch, a potem wyruszamy na snorkeling, by zobaczyć jedną z najlepszych raf koralowych regionu. Widok przyprawia o zawrót głowy – kolory, ryby, koralowce… wszystko tutaj wydaje się bardziej intensywne i prawdziwe.
Wieczorem wracamy na brzeg, by podziwiać zachód słońca, który maluje niebo w ciepłych odcieniach pomarańczu i różu. Tam spotykamy naszych sąsiadów: Niemców, Francuzów, Hiszpanów, Włocha i kilku Polaków. Rozmowa szybko przeradza się w żarty, a atmosfera przypomina spotkanie całej Europy w jednym miejscu.