Nowa Zelandia wciąż nas zaskakuje! Po pingwinach i fokach przyszedł czas na kolejne spotkanie z dziką naturą. Tym razem na obrzeżach Dunedin trafiliśmy na kolonię dziko żyjących lwów morskich. Te ogromne, majestatyczne stworzenia leniwie wygrzewały się na plaży, a ich głębokie ryki odbijały się echem od skalistych wybrzeży. Obserwowanie ich z bliska to doświadczenie, które budzi szacunek dla siły i piękna przyrody.
Po tej przygodzie skierowaliśmy się do Dunedin, uroczego miasta, które kryje wiele niespodzianek. Centrum tętni życiem, a otaczające je wiktoriańskie i edwardiańskie budynki nadają miejscu wyjątkowy klimat. Spacerując uliczkami, trudno oprzeć się urokowi małych kawiarenek, butików i galerii sztuki. To tutaj znajduje się Baldwin Street – najstromsza ulica świata, wpisana do Księgi Rekordów Guinnessa. Patrząc na jej imponujące nachylenie, aż trudno uwierzyć, że ktoś odważyłby się nią wjechać.
Po wizycie w Dunedin ruszyliśmy na południe, gdzie czekały na nas kolejne cuda natury. Nugget Point to jedno z tych miejsc, które zapierają dech w piersiach. Klify ostro opadające do oceanu, maleńka latarnia morska i charakterystyczne skały wyrastające z wody jak gigantyczne bryły złota – to widok, którego nie da się zapomnieć. Huk fal rozbijających się o skały dodaje dramatyzmu temu magicznemu miejscu.
Kilka kilometrów dalej zatrzymaliśmy się przy Florence Hill Lookout, skąd roztacza się niesamowita panorama na wybrzeże. Zielone wzgórza opadające ku plaży, intensywny błękit oceanu i wiatr, który zdawał się śpiewać pieśni tego miejsca, sprawiły, że poczuliśmy się jak w krainie z baśni.
Ten dzień był esencją południowej Nowej Zelandii – dzika natura, urocze miasteczka i zapierające dech krajobrazy. I choć pogoda bywa tu kapryśna, to właśnie ten surowy klimat czyni te miejsca jeszcze bardziej wyjątkowymi.