Te Anau to miasteczko, które łączy w sobie spokój prowincjonalnej Nowej Zelandii z praktycznością bazy wypadowej na słynne szlaki Fiordlandu. Mimo że życie toczy się tu leniwie, jest to miejsce tętniące turystyką – stąd wyruszają śmiałkowie na Milford Track czy Kepler Track. Z jednej strony urocze uliczki z lokalnymi sklepikami i kawiarniami, z drugiej – widok na rozległe, hipnotyzujące wody Lake Te Anau, które zdają się kończyć dopiero u stóp gór. Jezioro, największe na Wyspie Południowej, jest niczym zwierciadło odbijające mgiełkę i światło, tworząc krajobraz idealny dla miłośników natury.
Ze względu na zmienną pogodę zrezygnowaliśmy z bardziej wymagających szlaków, wybierając krótką wędrówkę na wzgórze, z którego rozciąga się panorama na jezioro i otaczające je góry. Deszczowe chmury zaczęły ustępować, a my mogliśmy w końcu podziwiać pejzaż w pełnej krasie. Po chwili zadumy i odpoczynku wróciliśmy do miasteczka, gdzie udało nam się kupić kilka drobiazgów na pamiątkę.
Z Te Anau ruszyliśmy dalej – w stronę cudów natury, jakie skrywa droga do Milford Sound. Pierwszym przystankiem była bajkowa Eglinton Valley – szeroka dolina otoczona wysokimi wzgórzami, której rozległe przestrzenie zdają się ciągnąć w nieskończoność. Tutaj natura gra pierwsze skrzypce, a widoki zapierają dech w piersiach.
Następnie zatrzymaliśmy się przy Mirror Lakes, gdzie tafla wody idealnie odbijała otaczające góry i błękit nieba. To miejsce wydawało się wręcz nierzeczywiste, jakby stworzone dla fotografów. Kilka kroków dalej dotarliśmy do Lake Gunn, urokliwego, niemal ukrytego w lesie jeziora, otoczonego paprociami i mchami, które wyglądały jak z magicznego świata.
Fiordland zaczyna powoli odsłaniać swoje tajemnice, a każde kolejne miejsce udowadnia, że Nowa Zelandia to prawdziwa perła dzikiej przyrody.