Kto by pomyślał, że pogoda tego dnia zmieni się jak w kalejdoskopie?
Ruszamy w trasę i pierwsze kilometry to prawdziwie wakacyjny klimat – Lake Hāwea i Lake Wanaka toną w słońcu, błękit wody lśni jak kryształ, a lekki wiatr tylko dodaje uroku tej scenerii. To widoki, które zapierają dech w piersiach.
Nasz kolejny przystanek to Blue Pools, miejsce słynące z oszałamiająco turkusowej wody, w której odbijają się otaczające je góry. Niestety, na miejscu czeka nas rozczarowanie – szlak jest zamknięty z powodu remontu. Nie poddajemy się jednak i odkrywamy coś, co rekompensuje nam tę stratę – pobliski las Gillespie Forest.
To prawdziwa kraina magii! Mchy i paprocie rosną tutaj w gęstych, nierealnych formacjach, oplatając drzewa jak żywe rzeźby. Tworzą gęsty, zielony dywan, a światło, które przebija się przez gałęzie, dodaje temu miejscu jeszcze więcej tajemniczości. Mówią, że tylko tutaj można zobaczyć taki las – jakby wyjęty wprost z dawnych opowieści o elfach i duchach przyrody.
Za Haast Pass pogoda zmienia się diametralnie – nagle znajdujemy się po drugiej stronie gór i… witamy w krainie deszczu! Chmury wiszą nisko, woda spływa po zboczach, a górska wilgoć otula nas jak mgła. Przystajemy na chwilę przy Fantail Falls, wodospadzie, który mimo deszczu wygląda spektakularnie – spływa szerokim wachlarzem po porośniętych mchem skałach, jakby natura sama stworzyła idealną kompozycję.
Kierujemy się dalej na zachodnie wybrzeże, a droga Haast Highway prowadzi nas przez zupełnie inny świat. Nagle otacza nas dzika, niemal pierwotna przyroda – gigantyczne paprocie, egzotyczne drzewa, gęste lasy wyglądające jak z prehistorycznej epoki. Tu rządzi natura, a człowiek jest tylko gościem.
Nowa Zelandia po raz kolejny pokazuje nam, jak różnorodne i nieprzewidywalne potrafią być jej krajobrazy. Od słońca i turkusowych jezior, przez magiczny las, aż po deszczowe, dzikie wybrzeże – to dzień pełen kontrastów.