To był jeden z tych dni, które na zawsze zostają w pamięci. Nasza podróż po Nowej Zelandii dobiegła końca, ale zanim opuściliśmy ten niezwykły kraj, przeżyliśmy coś zupełnie wyjątkowego – cofnęliśmy się w czasie. Dosłownie.
Wystartowaliśmy rano z Auckland, a po kilku godzinach lotu… był wieczór tego samego dnia. Dzięki przekroczeniu linii zmiany daty przeżywaliśmy ten dzień po raz drugi. Niesamowite uczucie – jakbyśmy dostali dodatkowy dzień podróży w prezencie. Kto by pomyślał, że można dosłownie wrócić do przeszłości?
Zanim jednak wsiedliśmy do samolotu, ostatnią noc spędziliśmy w Ambury Regional Park na przedmieściach Auckland. Po tygodniach gór, fiordów i wulkanów, to miejsce było jak ukojenie. O poranku otoczyła nas absolutna cisza, przerywana jedynie dźwiękami natury – beczeniem owiec i śpiewem ptaków. Pastwiska, zielone pagórki i leniwie snujące się chmury tworzyły idylliczny krajobraz.
Spacerując po parku, mieliśmy chwilę na refleksję. Te 28 dni minęły w mgnieniu oka, ale ilość przeżyć, widoków i emocji była tak ogromna, że czas zdawał się płynąć inaczej. Nowa Zelandia to nie kraj, który się odwiedza. To kraj, który się przeżywa.
Przejechaliśmy tysiące kilometrów, odkrywając wszystko, co Nowa Zelandia miała do zaoferowania.
Fiordland i Milford Sound – miejsce, gdzie deszcz nadaje magii krajobrazowi, a wodospady spływają wprost z nieba.
Queenstown i Wanaka – serce adrenaliny i spokoju jednocześnie.
Góry i lodowce – od Aoraki/Mount Cook po topniejące jęzory Franz Josef i Fox Glacier.
Polinezja i Maorysi – spotkanie z kulturą rdzennych mieszkańców i ich mistyczną energią.
Hobbiton i filmowa Nowa Zelandia – magia, którą Peter Jackson odnalazł w prawdziwych krajobrazach.
Dzikie plaże i niezwykła przyroda – od czarnych piasków West Coast po turkusowe źródła Waikoropupū Springs.
Trekkingi i aktywne dni – od szlaków w Parku Narodowym Tongariro po wspinaczkę na Roys Peak.
Każdy dzień był inny, każdy dzień był wyjątkowy.
Czy można pożegnać Nową Zelandię na zawsze? Raczej nie. To jeden z tych krajów, który zostaje w sercu i woła, by wrócić. Może kiedyś? Może za rok, może za dziesięć lat?
Z ciężkim sercem, ale z głowami pełnymi wspomnień, po raz ostatni spojrzeliśmy na nowozelandzkie krajobrazy. Lotnisko, ostatnie spojrzenie na Auckland i ruszamy dalej… ku kolejnym przygodom.
Nowa Zelandio, dziękujemy za wszystko!